„Heavy Trip”, reż. Juuso Laatio
Sekcja „Wolny duch”, która figuruje w każdoczesnej agendzie Warszawskiego Festiwalu Filmowego bodaj od zarania dziejów powinna skupiać przede wszystkim twórców eksperymentujących z formą filmową i być płaszczyzną eksploracji języka filmowego. Takie przynajmniej skojarzenie wywołuje już sama nazwa konkursu. Tymczasem zwariowana fińska komedia o grupie metalowców jest w tym miejscu zaskakująca, no prezentuje zupełnie klasyczne narracyjnie podejście do kina stając się korowodem gagów układających się w slapstickową humoreskę ubraną w szaty „kina drogi”. To całkiem zabawna propozycja, która z całą pewnością będzie rozluźniającym interludium pomiędzy bardziej posępnymi propozycjami Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
„Upadek amerykańskiego imperium”, reż. Denys Arcand
Denys Arcand to prawdziwa instytucja w kanadyjskim kinie. Jego najnowszy obraz jest bezpośrednim nawiązaniem do „Upadku Cesarstwa Amerykańskiego” jego autorstwa z 1986 r., na co w oczywisty sposób wskazuje już sam tytuł. To sarkastyczne przegadane kino, gdzie historia dobrodusznego i naiwnego doktora filozofii parającego się pracą kuriera, który znajduje dwie torby wypchane gotówką, przybiera postać filozoficznej rozprawki. Pyszne, inteligentne kino o roli pieniądza i pracy w świecie po kryzysie finansowym z 2008 r., które sprawia dużo przyjemności mimo pewnych fabularnychnieścisłości i niedociągnięć.
„RBG”, reż. Julie Cohen, Betsy West
Portret liberalnej (w europejskim znaczeniu: lewicowej) sędzi Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych wprowadzonej do tego urzędu w okresie prezydentury Billa Clintona to bardzo klasyczny amerykański dokument zrealizowany według obowiązującej w tej szkole formuły: wywiady + archiwalia. Nadto film pokazuje chronologicznie przebieg kariery tej wybitnej prawniczki, która stała się w ostatnim czasie wręcz gwiazdą kultury masowej. Mimo pewnej zachowawczości języka filmowego całość ogląda się świetnie głównie ze względu na interesującą bohaterkę, która zyskała sławę jako orędowniczka praw kobiet i innych dyskryminowanych mniejszości.
„Bambusowe psy”, reż. Khavn
Tegoroczny program Warszawskiego Festiwalu Filmowego zawiera pewną względną nadreprezentację obrazów pochodzących z Filipin. To interesujący kraj, zupełnie odmienny kulturowo od utrwalonego wizerunku Dalekiego Wschodu. Wyrazem tego jest także kinematografia wyspiarskiego kraju.Prawdziwy człowiek renesansu, jakim jest ekscentryczny artysta ukrywający się pod pseudonimem Khavn w trakcie spotkania po pokazie swojego dzieła skupił się przede wszystkim na jego aspekcie społecznym, podczas gdy to właśnie forma jest elementem, który w największym stopniu definiuje i wyróżnia jego film. Zastosowanie konstrukcji jedności czasu, miejsca i akcji oraz ulokowanie fabuły w jednej policyjnej furgonetce przypomina trochę zabieg zastosowany kilka lat temu w egipskim obrazie „Zderzenie” prezentowanym notabene także podczas WFF.
Niestety, zaciemnione zdjęcia i praca kamery z akcji powodują, że widz ma trudności w orientacji odnośnie do meandrów skąpej skądinąd fabuły nie wiedząc, co dokładnie dzieje się na ekranie. Finalnie, jest to zatem seans dosyć męczący, aczkolwiek wyrazy uznania należą się twórcom za podjęcie ważnego społecznie problemu policyjnej przemocy.