Lianne Harvey - brytyjka u polskiego reżysera

Lianne Harvey - brytyjka u polskiego reżysera

Dodano: 
kadr z filmu "Bikini Blue" (2017)
kadr z filmu "Bikini Blue" (2017) Źródło: BestFilm
Lianne Harvey, brytyjska aktorka teatralna, zadebiutowała właśnie na wielkim ekranie, w polsko-brytyjskiej koprodukcji "Bikini Blue" Jarosława Marszewskiego, gdzie wystąpiła u boku Tomasza Kota. Z aktorką rozmawialiśmy podczas uroczystej premiery filmu w Warszawie.

Michał Kaczoń: “Bikini Blue” to Twój ekranowy debiut. Co sprawiło, że właśnie tym projektem zdecydowałaś się wejść do świata filmu?

Lianne Harvey: Kiedy przeczytałam scenariusz, (a zrobiłam to bardzo szybko, bo nie mogłam się oderwać), szybko zorientowałam się jak złożoną, skomplikowaną i pełną różnorodnych sprzeczności bohaterką jest Dora. Byłam bardzo miło zaskoczona, gdyż niestety wciąż nieczęsto się zdarza, że bohaterki w filmach pełnometrażowych stanowią prawdziwe, żywe, pełnowymiarowe kobiety. Kiedy chodzę na przesłuchania, często spotykam się z tym, że miałabym grać bohaterkę dwuwymiarową, niepełną, której miejsce w filmie stanowi tylko uzupełnienie roli męskiej. W "Bikini Blue" dostajemy zaś pełnoprawną, rzeczywistą bohaterkę, której decyzje są niezwykle ważne. Była to więc dla mnie idealna rola, którą postanowiłam wejść do świata filmu. Umożliwiła mi zmierzenie się z całą gamą różnorodnych wyzwań. Świetny scenariusz Jarosława Marszewskiego umożliwiał mi bowiem zagranie scen z różnych rejestrów - od bezbronności po ogromną siłę, od powagi i scen o silnym zabarwieniu emocjonalnym do niewymuszonego poczucia humoru. Do tego jeszcze możliwość gry z dziećmi i zwierzętami. Miałam więc szansę stanąć przed każdym możliwym wyzwaniem, co niezmiernie mnie cieszyło.

"Bikini Blue" rozgrywa się w latach 50. Czy było coś czego dowiedziałaś się o tym okresie, dzięki pracy nad filmem?

Tak, zdecydowanie. Miałam szansę dowiedzieć się czegoś na temat polskiej historii. W Anglii, w szkole uczymy się bowiem przede wszystkim o swojej własnej historii. Oczywiście omawiamy I i II Wojnę Światową, ale jesteśmy w tym bardzo brytyjsko-centryczni. Nie wiedziałam więc za wiele na temat tego, co dokładnie działo się w Polsce. Dzięki pracy nad filmem i dzięki rozmowom z Tomkiem i Jarkiem oraz ich licznym opowieściom, mogłam lepiej zanurzyć się w tym świecie

Jeśli zaś chodzi o same lata 50. przedstawione w naszym filmie - byłam zachwycona mogąc grać w takich warunkach - te stroje, kolorystyka, cała stylistyka, niezwykle mnie urzekają. Spójrzmy na sam plakat - jest piękny, skąpany w stylu tego okresu. Gdybym mogła urodzić się na nowo, chciałabym, żeby było to właśnie w latach 50. (śmiech)

Jeśli mowa o stylistyce i latach 50. - czy którąś scenerię zdjęciową wspominasz z największym rozrzewnieniem?

Jak najbardziej. Wspaniale pracowało mi się na plaży w Gdańsku. To było przeurocze, wspaniałe miejsce. Doskonale pamiętam też sceny, które tam kręciliśmy - tylko Tomek, ja i kamera. Czułam się dzięki temu w pełni zanurzona w ten świat przedstawiony, w tę rzeczywistość wykreowaną przez Jarka. Te doświadczenia najbardziej przypominały mi też teatr - takie pełne zanurzenie w roli i oddziaływanie otoczenia na twoje emocje. Wspaniałe wspomnienie. W tym miejscu chciałabym też serdecznie polecić wszystkim wizytę w Gdańsku. Jeśli tam nie byliście, wybierzcie się koniecznie. Jest naprawdę wspaniałe, szczególnie na plaży (śmiech).

Jak pracowało Ci się z polską ekipą i Tomaszem Kotem?

To była czysta przyjemność́. Tomasz nieustannie się̨ wygłupiał i mnie rozśmieszał. Z drugiej strony, kiedy przychodziło co, do czego był bardzo pokorny i pracował bardzo, bardzo ciężko. Jest świetnym nauczycielem, bardzo dużosię̨ od niego nauczyłam. Między zdjęciami mieliśmy taką grę. Pytaliśmy się wzajemnie: Jak to się mówi po angielsku? A jak to brzmi po polsku? Próbowaliśmy zrozumieć różnice między jednym, a drugim powiedzonkiem. Dzięki temu nauczyłam się tylu różnych polskich frazesów. Niestety, od ponad roku nie miałam kontaktu z tym językiem, więc większość już mi uleciała z głowy. Na szczęście jednak niektóre wracają do mnie w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Byłam dzisiaj w sklepie i ktoś powiedział "Dzień dobry", a ja zorientowałam się: "No tak, znam to zdanie", więc też odpowiedziałam "Dzień dobry". Mam nadzieję, że pod koniec mojego kilkudniowego pobytu w Polsce, wszystko do mnie wróci.

W filmie oglądacie horror z ogromnym potworem - "Squisho". Czy Ty masz swojego ulubionego potwora z filmów?

Nie wiem czy mam swojego ulubionego potwora, ale na pewno mam swój ulubiony czarny charakter. Na górze listy znajduje się Hannibal Lecter z "Milczenia Owiec". Anthony Hopkins jest w tym filmie prawdziwie przerażający. To zresztą jeden z moich ulubionych, ukochanych filmów, w ogromnej mierze też dzięki tej znakomitej postaci i pierwszorzędnemu aktorstwu. No i Lecter jest prawdziwym potworem. Nie wiem czy to spełnia wymogi pytania, ale na samo wspomnienie jego uśmiechu mam aż ciarki, więc...

Możemy nagiąć tym razem reguły (śmiech). Przy okazji w takim razie serdecznie polecam Ci także serial "Hannibal", gdyż Mads Mikkelsen w równie ciekawy sposób portretuje tego bohatera.

O, dziękuję. W wolnej chwili postaram się nadrobić.

A jak wspominasz pracę z żółwiem?

(śmiech) To było bardzo ciekawe doświadczenie. To zresztą bardzo niesforny zwierzak. Nie chciał usiedzieć w miejscu. Na szczęście nigdy mnie nie ugryzł, ani nie zbrukał w żaden inny sposób (śmiech). Uwielbiam zwierzęta, dlatego byłam bardzo podekscytowana na tę współpracę. Tomek śmiał się, że powinniśmy przyprowadzić go na premierę, żeby też mógł obejrzeć swój debiut ekranowy.

Mógłby schować go do kieszeni.

Tak. I wyciągnąć w najmniej oczekiwanym momencie (śmiech).