Ingrid goes West - rozmowa z reżyserem Mattem Spicerem

Ingrid goes West - rozmowa z reżyserem Mattem Spicerem

Dodano: 
kadr z filmu "Ingid goes West" (2017)
kadr z filmu "Ingid goes West" (2017) Źródło: Universal
“Ingrid Goes West”, czyli pełnometrażowy debiut scenarzysty Matta Spicera to satyra na temat social-mediów i paradoksów naszego dzisiejszego funkcjonowania. Film zadebiutował na Festiwalu Filmowym w Sundance i otrzymał statuetkę Independent Spirit Awards dla Najlepszego Debiutu. Z reżyserem i scenarzystą Mattem Spicerem rozmawialiśmy o inspiracjach stojących za filmem, początkach kariery oraz… ulubionych produkcjach z Batmanem.

Michał Kaczoń, FILM: Czy jako młody scenarzysta w LA chodziłeś po ludziach i rozdawałeś im wizytówki, tak jak Twój bohater w filmie?

Matt Spicer: (śmiech) Nie, nie miałem żadnych wizytówek.

Jak zatem wyglądał początek Twojej kariery?

Jestem z Filadelfii, ale studiowałem na Uniwersytecie Kalifornijskim USC, gdzie skończyłem produkcję filmową. Tam poznałem Maxa Winklera, z którym razem napisaliśmy scenariusz na bazie pomysłu, na który wpadłem podczas studiów. Nasz skrypt trafił na Black List, czyli listę najlepszych niezrealizowanych scenariuszy filmowych. To nam pomogło zdobyć agenta i rozpocząć karierę.

Twój film pokazuje problem, który nie istniał w poprzednich generacjach. Albo inaczej - istniał, ale nie w tak daleko posuniętym zakresie. Teraz mamy łatwą możliwość podglądania życia innych bez ruszania się z miejsca. Jak sądzisz - co leży u podstaw tej potrzeby podglądactwa?

Myślę, że wynika to z tego samego powodu, dla którego oglądamy filmy, czy czytamy książki. Jesteśmy tak odizolowani, zamknięci we własnych głowach, że nie wiemy jak być inną osobą. Zastanawiamy się czy to co przeżywamy jest doświadczeniem unikatowym czy inni mają podobne przeżycia, przemyślenia. Przez naszą głowę przelatują pytania: Czy to co robię i myślę jest normalne? Czy inni zachowują się w ten sposób? A może ktoś robi coś w lepiej? Jeśli tak, to co jest tak specyficznego w ich sposobie bycia, że przyciąga moją uwagę? Jak mogę sam stać się taką osobą? Nieustannie porównujemy się z innymi. Myślę, że to jest naturalna ludzka potrzeba. Technologia po prostu umożliwiła nam jeszcze łatwiejszy dostęp do tej “bazy porównawczej”. Sądzę, że narzędzia technologiczne dogoniły po prostu nasze narzędzia ewolucyjne.

kadr z filmu "Ingrid goes West" (2017)

Jak sądzisz - dlaczego odczuwamy tak dużą potrzebę, aby w tak otwarty sposób dzielić się naszym życiem z innymi?

Wydaje mi się, że ma to związek z potrzebą walidacji oraz chęcią nawiązania kontaktu z drugą osobą. Nie chcemy czuć się samotni, odizolowani. A social media pozwalają nam w łatwy sposób nawiązać kontakt z innymi, bez konieczności fizycznego przebywania w tym samym pomieszczeniu. To jednak takie szybkie, krótkoterminowe rozwiązanie, przedsmak spełnienia prawdziwej głębokiej potrzeby bliskości. Pytanie czy to wystarcza? Zwykle nie. Zwykle potrzebujemy więcej niż tylko powierzchownego kontaktu z drugą osobą przez media społecznościowe.

Powiedziałeś gdzieś, że “Ingrid goes West” powstała z poczucia miłości/nienawiści do social mediów. Czy był jednak jakiś konkretny punkt zapalny do prac nad filmem?

Tak naprawdę pomysł wpadł nam do głowy zupełnie przypadkowo. Byłem na lunchu z moim znajomym, Davidem Bransonem Smithem i rozmawialiśmy o social mediach i ich wpływie na nasze życie. Dla żartu rzucił: “Nie byłoby zabawnie, gdyby istniał “Utalentowany Pan Ripley” albo “Sublokatorka” („Single White Female”), ale w świecie nowych technologii?”. Pośmialiśmy się z tego. Szybko jednak okazało się, że siedzi nam to w głowie. Im dłużej o tym myśleliśmy, tym bardziej podobał nam się ten pomysł. Koniec końców napisaliśmy więc scenariusz na jego bazie.

Jak sądzisz - czy dajemy technologiom zbyt dużo informacji czy to nadal tylko użyteczne narzędzie?

Myślę, że telefon i social media nadal pozostają jedynie narzędziem. Same w sobie nie są złe, to my decydujemy czy wykorzystamy je w dobrych czy złych celach. Naszym filmem chcieliśmy po prostu pozwolić widzom zastanowić się nad ich własnym “związkiem” z technologią. Chcieliśmy, żeby zadali sobie pytanie w czym różnią się, a w czym są podobni do zachowań Ingrid? Tak naprawdę jej zachowanie jest takim przewodnikiem po tym, czego nie należy robić (śmiech). Sądzę, że dlatego chwilami ciężko ogląda się to, co widzimy na ekranie. Z jednej strony wzdrygamy się na to, co dziewczyna robi, z drugiej wielokrotnie odnajdujemy swój własny sposób zachowania w poszczególnych sytuacjach. Celowo tak poprowadziliśmy jej historię.

kadr z filmu "Ingrid goes West" (2017)

Czy istnieje ryzyko, że followersi stali się w pewien sposób ważniejsi niż prawdziwi przyjaciele?

Nie jestem aż tak cyniczny. Sądzę, że ludzie nadal potrzebują prawdziwego, bliskiego kontaktu. Zwłaszcza, że realny, fizyczny kontakt wiąże się z wydzielaniem feromonów oraz obecnością innych mechanizmów, które przyciągają nas do siebie, których kontakt przez Internet nie jest w stanie zastąpić (przynajmniej na razie). Myślę, że ludzie zdają sobie sprawę, bardziej niż kiedykolwiek, jakie niebezpieczeństwa niesie nadmierne zakochanie się we własnych telefonach i obecnej technologii. Zwłaszcza patrząc na wszystko to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami wielkich koncernów, o czym w ogóle nie myślimy, a co przecież wpływa na nasze życie.

Scena w restauracji. Kelner podchodzi do Ingrid i pyta ją: “Jaki jest twój największy emocjonalny problem?”. Co zainspirowało ten moment?

To po prostu Typowe LA (śmiech). W Los Angeles naprawdę mamy restaurację, w której kelnerzy zadają Ci personalne pytania, aby “wprowadzić cię w odpowiedni nastrój” przed jedzeniem. To wegańska, organiczna knajpa fair-trade, z daniami, których nazwy to coś pokroju “jestem wdzięczny”, “jestem olśniony”. Taka new-age’owa bańka, która nas bardzo bawi. Uznaliśmy, że postawienie Ingrid w takiej sytuacji, będzie niezwykle zabawne. Zastanawialiśmy się też, jaki będzie odbiór tej sceny poza Kalifornią, poza Stanami. To bowiem bardzo lokalny komentarz.

Pytam o ten moment także dlatego, że wydaje mi się, że to też ciekawy komentarz dotyczący prawdziwego życia, a tego jakim jawimy się w Internecie. Tego, że wielokroć sami dzielimy się w Internecie niezwykle personalnymi informacjami, mimo że nikt nas o nie nie pytał. Kiedy jednak jesteśmy z nimi konfrontowani w prawdziwym życiu, reagujemy jak Ingrid. Czy coś z tego myślenia pojawiło się w twojej głowie w czasie pisania tej sceny?

Masz rację. To bardzo trafne spostrzeżenie. Chyba rzeczywiście ten moment dotyka tej dualności - prawdziwy ja vs. persona, którą tworzę w Internecie. Wydaje mi się, że wielokrotnie mamy poczucie bezkarności, kiedy mamy wrażenie, że możemy schować się za własnym telefonem. Ludzie często mówią niemiłe, okropne rzeczy w Internecie, chociażby na Twitterze, jednak rzadko kiedy mieliby odwagę powiedzieć je komuś prosto w twarz. Sądzę, że to działa w dwie strony. Mam wrażenie, że jesteśmy też bardziej narażeni na atak za tą złudną osłoną. Kiedy jesteśmy sami i czytamy takie okropne komentarze, skierowane w naszą stronę, mogą one uderzyć w nas jeszcze mocniej.

Zdjęcia i styl filmu. Jak wyglądały rozmowy na ten temat? Czy flirtowaliście z pomysłem, by użyć kamery telefonu, bądź Instagramowych filtrów?

Szczerze mówiąc - celowo chcieliśmy tego uniknąć. Wydawało się nam to tanim zagraniem. Na dodatek, jeśli pomyślimy co Instagramowe filtry robią ze zdjęciami, to przecież próba nadania zdjęciu wyglądu i tekstury zdjęć analogowych. Filtry postarzają ich wygląd, starają się nadać im właśnie tego uczucia, które związane jest ze starszą fotografią. My po prostu nakręciliśmy “Ingrid” na taśmie filmowej (śmiech). I obiektywach, z jakich korzystało się jeszcze w latach 60. i 70. Mogliśmy użyć najnowszych technologii i obiektywów, które dają niezwykle wyraziste zdjęcia, ale celowo nie chcieliśmy tego robić. Lubię te starsze obiektywy i wszystkie imperfekcje, które dzięki nim udaje się uchwycić na ekranie. Tę ziarnistość, wygląd i teksturę obrazu. Świadomie też chcieliśmy uniknąć scen nakładania filtrów na ekran a la Instagram, czy kręcenia telefonem. Naszym pomysłem na nałożenie na film filtrów, było po prostu użycie tych starych obiektywów.

Chciałem też uniknąć tandetnych animacji, które częstokroć pojawiają się teraz w filmach, gdy na ekranie wyskakuje okienko z wiadomością tekstową. Zastanawiałem się dlaczego mielibyśmy traktować telefon inaczej niż maszynę do pisania czy dziennik i pokazywać go w inny sposób. Zdecydowaliśmy więc, że będziemy filmować telefon tak samo jak każdy inny przedmiot. W trakcie zdjęć zorientowałem się jednak, że istnieje technologiczny powód, dla którego ludzie decydują się pokazać wiadomości tekstoeq w formie animowanych baniek. Okazało się, że naprawdę trudno filmuje się kogoś, kto przegląda wiadomości w telefonie, tak by było widać co jest na ekranie. To kwestia ostrości, zakłóceń, tego że ekran często się wygasza. Cieszę się, że zrobiliśmy to w ten sposób, ale nie chcę nawet przypominać sobie ile było z tym zachodu i problemów w trakcie kręcenia (śmiech).

Casting. Powiedziałeś gdzieś, że miałeś szczęście i udało Ci się obsadzić swoje pierwsze wybory do konkretnych ról? Jak na debiutanta to nie lada sztuka. Jak Ci się to udało?

Aubrey (Plaza) była pierwszą osobą, która dołączyła do teamu i bardzo zaangażowała się w projekt. Dzięki jej pomocy udało się pozyskać wiele z kolejnych osób. To ona bezpośrednio odezwała się do O’Shea Jacksona i zaangażowała go do filmu. Zwykle casting jest najtrudniejszą rzeczą, trwającą miesiącami. W tym wypadku wszystko poszło naprawdę gładko. Sam chciałbym wiedzieć jaki jest tego sekret. Inne rzeczy nie poszły bowiem tak gładko (śmiech). Myślę, że to po prostu efekt obsadzenia Aubrey.

W twoim filmie pojawiają się bardzo specyficzne obrazy - stare grafiki i malunki, na które nałożone są różnorodne słowne hashtagi. Jaka kryje się za nimi historia? Dodatkowo - jak to się stało, że te grafiki stały się finalnie elementami promocji filmu? Pytam o to ostatnie, dlatego, że na własnym Instagramie posiadam fotkę jednego z nich (śmiech).

Jeśli chodzi o element promocji, to amerykański dystrybutor rzeczywiście zdecydował się je wykorzystać, promując film w Stanach. Ot, cała tajemnica. Jeśli zaś chodzi o samą inspirację, to wzięła się ona z rzeczywistości. Widziałem na Instagramie kilku artystów tego typu, którzy w podobny sposób wykorzystywali stare grafiki i konfrontowali je z nowymi słowami, nowymi powiedzonkami, które nie istniały jeszcze kilka lat temu i są wytworem stricte Internetowym. Sądzę, że w ten sposób bohater chciał skrytykować nowomowę oraz zmiany, które zaszły w społeczeństwie. A przynajmniej takim go napisaliśmy, gdy zastanawialiśmy się jaki by był, co by robił, gdyby był prawdziwym człowiekiem. No i te grafiki bardzo nas bawiły, mieliśmy nadzieję, że ubawią też innych.

instagram

Jesteś aktywnym użytkownikiem social mediów. Czy zdarzyło ci się kiedyś spotkać kogoś, kogo znałeś online w realnym świecie przez przypadek? Jak się wtedy zachowywałeś?

Na pewno coś takiego się przytrafiło, ale nie były to na tyle wyraziste sytuacje, bym je szczególnie zapamiętał. Mogę natomiast powiedzieć inną historię związaną z social mediami. Zdarzyło mi się zapytać ludzi, których dawno nie widziałem w prawdziwym życiu i spotkałem po jakimś czasie: “Cześć! Jak było na wakacjach?”. Ludzie byli wtedy zdziwieni, że ich o to pytam. Mówili wręcz: “skąd wiedziałeś, że byłem na wakacjach?”. “No cóż - zapostowałeś o tym w Internecie”, odpowiadałem. Publikując w social mediach teoretycznie zdajemy sobie sprawę, że inni widzą, co postujemy, ale jednak często przejście od Internetu do realu, bywa zaskakujące.

Jeden z Twoich bohaterów jest fanem Batmana. Wiem, że Ty też jesteś jego wielkim admiratorem. Które historie z jego udziałem są twoimi ulubionymi?

Oczywiście “The Dark Knight” Christophera Nolana, ale także “Batman: Animated Series”, którym zachłysnąłem się jako dziecko. Przyciągał mnie nie tylko mroczny klimat, ale przede wszystkim fakt, że pojawiają się tam wszyscy najlepsi złoczyńcy.

„Ingrid goes West” dostępne jest już w Polsce, na platformie iTunes.

plakat filmu "Ingrid goes West" (2017)

Źródło: FILM.COM.PL