Terror - rozmowa z twórcami

Terror - rozmowa z twórcami

Dodano: 
kadr z serialu "Terror" (2018)
kadr z serialu "Terror" (2018) Źródło: AMC Polska
Serial “Terror”, stworzony przez Davida Kajganicha i Soo Hugh, a wyprodukowany przez Ridleya Scotta, to opowieść o Wyprawie Franklina, składającej się z dwóch okrętów, która miała za zadanie odnalezienie nowej drogi do Azji, przez przesmyk Północny, tzw. Przejście Północno-Zachodnie i która w trakcie misji napotkała nieprzewidziane przeciwności losu. Podczas tegorocznego Festiwalu Filmowego w Berlinie mieliśmy szansę porozmawiać z twórcami, nie tylko o stylu serialu, ale także o nierozwiązanych zagadkach przeszłości, czy wyzwaniach z adaptowaniem ukochanej książki.

Michał Kaczoń, FILM: Rynek serialowy to obecnie klęska urodzaju. Jak pozycjonujecie swój serial przy tak ogromnym wyborze innych pozycji? Co wyróżnia Waszą historię? Dlaczego warto oglądać „Terror”?

Soo Hugh: To, co przydarzyło się Ekspedycji Franklina jest tak ciekawe i owiane taką tajemnicą, że sądzę, iż ludzie wpadną do króliczej nory, tak jak my i będą głodni kolejnych informacji. Będą chcieli googlować kolejne rzeczy w trakcie oglądania serialu. To po prostu wyśmienita tajemnica.

David Kajganich: Równocześnie to świetny dramat o ludziach w ekstremalnych warunkach. Inne elementy nigdy nie przykrywają tego ludzkiego wymiaru, z którym łatwo się utożsamić. Ponadto traktujemy naszych widzów jako inteligentną widownię. Wiemy, że widziała już tyle dobrej telewizji, że możemy pozwolić sobie na nieszablonowy miks gatunkowy i specyficzny klimat, który nie przypomina niczego, co dotąd widzieliśmy w telewizji.

Soo Hugh: “Terror” to zamknięta, dziesięcioodcinkowa historia. W jej trakcie przeżyjemy całe spektrum emocji. Pod koniec sezonu rozwiązujemy wszystkie tematy, które poruszane są w serialu. Finał jest satysfakcjonujący. Nawet jeśli myślisz, że wiesz, jak zakończyła się ta historia, szykuj się na spore zaskoczenie. Nikogo nie oszukujemy, ale ogrywamy tę historię w dość niespodziewany sposób. Inwestycja czasu w nasz serial jest więc krótka, ale satysfakcjonująca.

Jak wyglądała współpraca z Danem Simmonsem, autorem książki na podstawie której powstał serial?

Soo Hugh: Dan jest wspaniałą osobą. To znane nazwisko w świecie literatury, z ugruntowaną pozycją. Autorzy często są bardzo przywiązani do swoich dzieł, niechętni wobec zmian czy wariacji w stworzonych przez siebie historiach. Dan jednak wie, że jego praca stoi na własnych nogach. Nie bał się więc odpuszczenia i przekazania jej w czyjeś inne ręce. Jest świadomy różnicy mediów i innego sposobu prowadzenia opowieści. Wie, że jest powieściopisarzem i w tym odnajduje się najlepiej. Kiedy więc udzielił nam pozwolenia na zadaptowanie jego książki, dał nam w zasadzie wolną rękę. Był naszym producentem wykonawczym. Był dostępny, gdy potrzebowaliśmy jego pomocy, ale nigdy nie ingerował w naszą pracę.

David Kajganich: Kiedy adaptuje się dzieło takie jak to, trzeba utrzymać jego duszę, ale nie zawsze udaje się utrzymać ciało. Trzeba umieć manipulować materiałem źródłowym, zmieniać go do aktualnych potrzeb, często nawet w trakcie dnia zdjęciowego. Serial telewizyjny rządzi się innymi prawami niż powieść.

Soo Hugh: Ważnym jest też, aby nie tylko oddać głos autora, ale także dodać coś od siebie, umieścić własne przemyślenia i pomysły w dziele.

David Kajganich: Z tego powodu w serialu pojawiają się elementy, których nie było w powieści. Są one jednak w zgodzie z ogólnym klimatem “Terroru”. Kiedy rozmawialiśmy o tym, co chcielibyśmy, by widz czuł podczas oglądania serialu, stwierdziliśmy, że byłoby dobrze, gdyby rodziły się w nim emocje, jak przy pierwszym czytaniu/poznawaniu jakiejś historii. Mieć więc możliwość przekazania opowieści w sposób, który rodzi takie emocje jej własnemu autorowi - wow, co za przywilej.

Soo Hugh: Dan widział już cały serial i był bardzo zadowolony z efektu końcowego. Był nie tylko zadziwiony, co wręcz zauroczony tym, co zobaczył.

kadr z serialu "Terror" (2018)

Kiedy adaptuje się taką historię, na jak wczesnym etapie wiecie w ilu godzinach będziecie ją opowiadać?

David Kajganich: Każdą książkę można zadaptować w dowolnym formacie i ramach czasowych. Nie oznacza to, że tak powinno się robić (śmiech). Przy “Terrorze” rozmowy oscylowały między pojedynczym filmem fabularnym, a pięcioma sezonami. Finalnie stanęło na 10 godzinnych odcinkach.

Soo Hugh: Musimy się jednak przyznać, że trochę oszukiwaliśmy (śmiech). Ostatnie trzy odcinki są dłuższe niż standardowa godzina.

David Kajganich: Próbowaliśmy je przyciąć, ale zwyczajnie nie mogliśmy z nich wyciąć żadnego elementu.

Soo Hugh: W końcu AMC pozwoliło nam na niestandardowe rozwiązanie czasowe, za co jesteśmy im wdzięczni. Nasza historia trwa więc nieco więcej niż 10 godzin.

David Kajganich: Ten format okazał się idealnym czasem dla jak najlepszego opowiedzenia tej historii w zamkniętej formie. Umożliwił nam eksplorację wszystkich elementów, na których nam zależało i nie wycinaniu żadnego z najważniejszych momentów oryginału, które tak uwielbiamy.

Nie będzie zatem sezonu drugiego?

David Kajganich: Niekoniecznie. Trwają już wstępne rozmowy na temat drugiej serii. Po prostu nie będzie ona dotyczyła ekspedycji Franklina. Myślimy o tym jako o serialu-antalogii, gdzie każdy sezon będzie dotykać innego zakamarka historii.

kadr z serialu "Terror" (2018)

Wasz serial rozgrywa się na początkach XIX wieku, jednak jest bardzo nowoczesny w sposobie kręcenia. Jak wyglądał praca nad wyglądem produkcji?

Soo Hugh: Na potrzeby naszej historii współpracowaliśmy z trzema reżyserami i trzema różnymi operatorami. Miało to spowodować zmianę klimatu, z progresją historii. W odcinkach Edwarda Bergera, czyli pierwszych odcinkach serii, bohaterowie są wciąż na etapie optymizmu rozpoczęcia ekspedycji. Kamera jest statyczna, spokojna, operujemy obiektywami o szerszej ogniskowej i dłuższymi ujęciami. Warstwa dźwiękowa też jest stonowana, nienachalna, ma jedynie wprowadzić widza w świat przedstawiony.

W bloku drugim, pod przewodnictwem Sergio Mimici-Gezzana, kamera schodzi ze statywu, zyskuje więcej swobody. To dlatego, że rzeczy na statku robią się coraz bardziej nerwowe. Filmujemy je przy użyciu węższych obiektywów. Chcemy, aby przestrzeń wydała się ciaśniejsza, bardziej “nachalna”. Odcinek piąty jest już wręcz denerwująco klaustrofobiczny. Było to zagranie celowe. Równocześnie w warstwie dźwiękowej dostajemy coraz więcej szumu, spowodowanego przeciągami i wiatrem coraz swobodniej hulającym po statku. Zależało nam, aby widz jeszcze mocniej odczuł to, co dzieje się z bohaterami. Było dla nas ważne, aby każdy “blok” historii miał swój własny styl, który będzie jednak kompatybilny ze stylistyką całego serialu.

David Kajganich: Wiedzieliśmy, że w naszym serialu pojawi się wiele elementów wprowadzonych w post-produkcji. Zależało nam też na tym, aby nasz serial miał specyficzny, wysublimowany wygląd, nie chcieliśmy foto-realizmu, czy stylu dokumentalnego, ale czegoś, co pozwoliłoby nam na łagodne podprowadzenie efektów specjalnych. Chcieliśmy mieć możliwość manipulacji światłem i zabawę klimatem, która ona umożliwia. Oczywistym punktem odniesienia, jak dla wielu twórców, jest oczywiście “Lśnienie” Stanleya Kubricka. Stylistyka tego filmu jest bowiem wyśmienita. Operator John Alcott potrafił stworzyć obraz, który budzi ciarki. Chodzi o jakąś nad-rzeczywistość, którą udaje się osiągnąć, dzięki zdjęciom. Dlatego też wielokrotnie, kręcąc “Terror” celowo umieszczaliśmy kamerę zbyt blisko akcji, by w innych umieszczać ją nieco za daleko - tak, aby widz nigdy nie wiedział z jakimi rozmiarami pomieszczenia ma tak naprawdę do czynienia. Takie zagranie miało też wywoływać napięcie. Widz, nie mogąc ufać zmysłom, musiał domyślać się jak daleko (bądź blisko) tak naprawdę jest zagrożenie.

Dużo rozmów poświęciliśmy też kwestii spójności stylu. Szybko doszliśmy do wniosku, że styl kolejnych odcinków nie musi być ze sobą w pełni spójny. Tak, jak z progresją historii upada hierarchia na statku, tak z trwaniem serialu, styl kręcenia ulega przemianom. Chcieliśmy, aby wraz z rozwojem historii, rozluźniały się też ograniczenia sposobu kręcenia. Tak, aby widz współuczestniczył w tej historii upadku, także od strony formalnej. Dlatego zatrudniliśmy trzy oddzielne ekipy, które w pełni rozumiały nasz zamysł artystyczny i wiedziały jak najciekawiej wprowadzić go w życie.

Jak doszło do angażu reżysera Edwarda Bergera i jak wyglądała wasza współpraca?

David Kajganich: Kochamy Edwarda. Uwielbiamy jego sposób myślenia i kreatywne podejście do wielu tematów. Uznaliśmy, że jego wybór jako jednego z reżyserów naszego projektu wniesie wiele świeżości do całego pomysłu. Nie jest to bowiem oczywiste połączenie. Wiedzieliśmy, że będzie odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu, nie tyle po seansie “Deutschland”, które jest oczywiście świetne, ale po seansie “Jacka”, który uświadomił nam, że Edward w centrum każdej opowieści stawia bohaterów. “Jack” mógłby być przecież tylko trzymającym w napięciu thrillerem, ale dzięki sposobowi prowadzenia opowieści przez Edwarda staje się też przejmującym dramatem o prawdziwych ludziach. Niemal Traktatem o Empatii. Tego właśnie potrzebowaliśmy - kogoś, kto zrozumie, że nasza opowieść to przede wszystkim historia ludzi skonfrontowanych z ekstremalnymi warunkami. Zależało nam, aby bohaterowie byli zawsze na pierwszym planie, przed aspektem historycznym, czy rozwiązaniami gatunkowymi. Edward to rozumiał. Kiedy prowadziliśmy z nim rozmowy o serialu, wszystkie dotyczyły postaci i ich motywacji, a nie scenografii czy elementów rodem z horroru.

Soo Hugh: Dla showrunnerów zatrudnienie dodatkowego, zewnętrznego reżysera, zawsze wiąże się z pewnym napięciem, z pewnym ryzykiem. Żyliśmy z tym serialem przez tak długi czas, zżyliśmy się z naszymi pomysłami i sposobem prowadzenia akcji. Nie byliśmy pewni czy dodatkowa osoba będzie nadawała na tych samych falach. Kiedy jednak zaczęliśmy rozmawiać z Edwardem, właśnie te rozmowy utwierdziły nas w tym, że to dobry wybór. W ich trakcie dostrzegliśmy w nim partnera, kogoś, kto rozumie nasz punkt widzenia i postrzega pewne sprawy w podobny sposób. Nie musieliśmy więc bać się, że będzie chciał iść w innym kierunku, czy robić coś wbrew nam czy sobie. To niezwykle rzadkie i sądzę, iż mieliśmy wiele szczęścia trafiając na siebie nawzajem.

kadr z serialu "Terror" (2018)

Czy fakt, że w 2016 i 2017 odkryto wraki statków, biorących udział w ekspedycji Franklina, bardzo wpłynął na prace nad serialem?

David Kajganich: To był niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności (śmiech). Na etapie odkrycia wraku, prace nad serialem były już w zaawansowanej fazie produkcji. AMC zamówiło serial w grudniu 2015, a zdjęcia zakończyły się w maju 2017. Mimo wszystko staraliśmy się wykorzystać jak najwięcej informacji, które pojawiały się wokół odkrycia wraku, a później wraków. Często nawet dzień przed zdjęciami sprawdzaliśmy dodatkowe informacje, nanosiliśmy ostatnie poprawki do scenariuszy, aby być jak najbliżej prawdziwej historii, jak najbliżej prawdy.

Soo Hugh: To był łut szczęścia, jak i pewne przekleństwo (śmiech). Jestem zdenerwowana. Ta wyprawa rodzi tyle pytań, a teraz wreszcie będziemy mogli poznać na nie odpowiedzi. Mam nadzieję, że te na które my wpadliśmy, nie będą więc bardzo mylne. Dla zwykłego odbiorcy historii, pytania o to dlaczego ekspedycja wzięła ze sobą chińską porcelanę czy dlaczego na pokładzie znalazła się ponad tona nigdy nieskonsumowanej czekolady, stanowią dodatkowe, nie najważniejsze elementy. My jednak musieliśmy znać odpowiedzi na te pytania, by jak najwiarygodniej oddać tę historię. Także udzielamy takich, jakie wydawały nam się najprawdopodobniejsze. Fakt, że w najbliższych miesiącach zyskamy odpowiedzi na te pytanie, jest zarówno ekscytujące, jak i wywołujące niepokój.

Serial “Terror” na antenie AMC Polska już od czwartku 5 kwietnia.

Źródło: FILM.COM.PL