W pierwszej części książki, zatytułowanej „Napór polityki”, Skwara szeroko omawia najgłośniejsze filmy amerykańskie końca lat sześćdziesiątych, takie jak „Bonnie and Clyde”, „Bloody Mamma”, „Dillinger”. Relacjonując zdarzenia fabularne i rezonans, z jakim utwory te spotkały się w krytyce zachodniej, integruje je w ciąg ewolucyjny z pojedynczymi ogniwami, znanymi nam już dobrze, przede wszystkim z „Ojcem chrzestnym” Coppoli, „Zabójcami” Dona Siegela czy „Francuskim łącznikiem” Friedkina. Tym samym pozycje te otrzymują szersze tło i uwidaczniają niekiedy swą rzeczywistą, u nas jakby nie dostrzeżoną rolę. Skwara swobodnie porusza się wśród licznej grupy filmów gangsterskich i kryminalnych, żywiąc do nich nie ukrywany stosunek emocjonalny. Być może fascynacja „czarnym kinem” powoduje, że wyprowadzane w tej części diagnozy i wnioski natury socjologiczno-ideologicznej nie zawsze są dostatecznie przekonywające i wyważone.
Pewna słabość wywodu rysuje się w momencie podejmowania próby przekładu zjawisk artystycznych na sferę życia politycznego i społecznego Stanów Zjednoczonych tego okresu. Istnienie takich relacji, nawet ścisłych, nie ulega kwestii; jednakże uchwycenie zasady filmowego zwierciadła i kryjących się za tym tendencji jest zazwyczaj sprawą ogromnie trudną. Wydaje się, że autor jakby nie mógł się zdecydować, czy potraktować przykłady filmowe jako egzemplifikację swych ocen ideologicznych, czy też odwrotnie, posłużyć się nimi dla uporządkowania przykładów. Jeżeli Skwara zajmująco relacjonuje np. casus „Bonnie and Clyde” czy „Ojca chrzestnego” to daleko mniej wiarygodnie brzmią już wszelkie późniejsze próby uogólnień na temat kina i polityki. Po prostu dla ich precyzyjniejszego wyartykułowania niezbędne było miejsce - czyli odwrócenie proporcji streszczeń i własnych hipotez. Te ostatnie brzmią zbyt skrótowo, publicystycznie i jakby trochę na wyrost. W rezultacie zamazuje się nieco - w całej już pracy - sens lekcji „czarnego kina” (jeśli przyjąć ten nader dyskusyjny termin lansowany przez Skwarę). Nie bardzo jasne jest jakie siły i orientacje polityki amerykańskiej reprezentują takie filmy jak „Ojciec chrzestny” czy „Dirty Harry”, co uruchomiło falę w końcu krytycznych i prowokujących myślowo utworów, co ją korygowało i limitowało. Autor daje do zrozumienia, że klimat życia politycznego napierał na kino amerykańskie - i z tą częścią diagnozy wypadnie się zgodzić - ale nie dostrzega jakby, że za takim kierunkiem ewolucji filmu policyjnego czy społecznego stać musiała określona taktyka. Kino nie jest prostym odbiciem nastrojów społecznych, jego treści i akcenty przechodzą przez medium określonej polityki.
Mniej uwag budzi część druga, „Zmierzch ideałów”, konfrontująca głębokie a smutne przeobrażenia etosu bohatera „czarnego kina” (konfrontowanego tym razem z epoką Bogarta i Hammetta) oraz reguł sensacyjnej gry. Część również poznawczo interesująca, przy tym skromniej już pretendująca do przenoszenia wniosków z płaszczyzny filmowej na socjologiczną. W sumie - walorem „Świata »czarnego filmu«" wydaje się przede wszystkim materiał informacyjny i fachowe naświetlenie ewolucji wątków kina amerykańskiego. Dobrze, że książka taka powstała - na przerzucanie zaś pomostów między krytyką filmową a diagnozami kulturowymi o istotnych akcentach politycznych musimy jeszcze chyba poczekać.
Wojciech Wierzewski
Tekst pochodzi z numeru 9/1978 Magazynu Film.