Kajetan Wyrzykowski, autor bloga Cultural Hater
„BlacKkKlansman”, reż. Spike Lee
Film Spike’a Lee jest najbardziej pełnym obrazem tego roku. “BlacKkKlansman” porusza trudny temat rasizmu i niewygodnej historii Ameryki w sposób przemyślany i zapadający w pamięci. Wszystko ma odpowiedni kształt i właściwe miejsce. Lee ze spokojem prowadzi fabułę, dba o szczegóły, a także potrafi przyprawić swój film charakterystycznym poczuciem humoru, które w wyśmienitych kreacjach Davida Washingtona, Jaspera Paakonena czy Adama Drivera trafiają w samo sedno. Dorzucona do tego świetną ścieżkę dźwiękową, która była wisienką na torcie podczas całego seansu.
Czytaj też:
BlacKkKlansman - Cannes 2018
„Sorry to bother you”, reż. Boots Riley
Amerykańskie kino niezależne ma za sobą wyborne dwanaście miesięcy. Nie wszystkie perełki dotarły jednak do szerokiej widowni. Pośród nich największą stratą jest “Sorry To Bother You”. Nakręcony przez debiutującego za kamerą Bootsa Riley, “Sorry To Bother You” jest tryumfem kina niezależnego, nieskrępowanego producenckim funduszem. To dzieło kierowane niezwykłą kreatywnością. Riley, wespół ze świetną obsadą (m.in Lakeith Stanfield, Tessa Thompson, Armie Hammer) urzeka świeżością i nowatorskim podejściem, a także odwagą w mieszaniu gatunków i nieszablonowych pomysłów.
„Burning”, reż. Lee Chang-dong
“Płomienie” to thriller, który trzyma w napięciu bez przemocy. To romans, który nie ucieka się do erotyzmu, by kusić. Koreański film zachwycił mnie swoim niekonwencjonalnym podejściem do prostej historii trójkąta wzajemnej adoracji. W “Płomieniach” jest miejsce na głębszą analizę psychologiczną bohaterów. Chang-dong niespiesznie popycha fabułę do przodu, będąc bardziej zainteresowany siłami, które oddziaływują między postaciami. Dla wielu widzów “Płomienie” mogły być nieznośnie powolne, ale mnie ten senny nastrój całkowicie zahipnotyzował.
„Blindspotting”, reż. Carlos Lopez Estrada
To debiut reżyserski oraz debiut aktorski (w dwóch głównych rolach) i do tej pory nie mogę wyjść z podziwu jak doskonały jest efekt końcowy. Film Estrady bije nieposkromionym wprost apetytem - jest drapieżny, dynamiczny i nie ma w nim ani grama niezgrabnej narracji. Dwóch głównych bohaterów to doskonali przewodnicy po Ameryce pozbawionej perspektyw i pełnej uprzedzeń. Estrada reżyseruje w sposób odważny i z wyczekiwaniem będę oczekiwał jego kolejnych dzieł.
„Roma”, reż. Alfonso Cuaron
Nie byłem fanem “Grawitacji”, nie dostrzegłem magii w “Ludzkich dzieciach”, lecz “Roma” to inna liga. Wizualnie powalający film, w którym Alfonso Cuaron udowodnił swoją wielkość. Reżyser przywdziewa szatę barda i opowiada swoją historię w sposób ujmujący, szczery i zjawiskowy. To film, do którego kadrów chce się wracać, zaś sama opowieść zgrabnie przemyca elementy pełnego pejzażu społeczeństwa Meksyku w latach 70. Na deser zaś Cuaron serwuje wyśmienitą rolę Yalitzy Aparicio.
Michał Mielnik
„Fokstrot”, reż. Samuel Maoz
Ironiczna satyra na wojnę, ukazująca w szczególności spustoszenia, jakie ta odciska na Izraelczykach, jest precyzyjnie skomponowanym trzyaktowym popisem formalnej maestrii reżysera charakteryzującego się unikatowym językiem filmowym i skłonnością do ryzykownych, acz w pełni udanych eksperymentów narracyjnych.
„Niemiłość”, reż. Andriej Zwiagnicew
Trafna wiwisekcja współczesnej Rosji, gdzie następuje anomia wszelkich norm etycznych i dominuje powszechna znieczulica, zaś społeczeństwo rozdarte jest pomiędzy konfesyjną bigoterią a fetyszem konsumpcyjnego materializmu.
Czytaj też:
Loveless - Cannes 2017
„Suspiria”, reż. Luca Guadagnino
Historia i polityka, gdzie prym wiodą mężczyźni, kontrastowana jest z witalną seksualnością kobiet. W istocie mamy do czynienia z dionizyjskimi bachanaliami, gdzie okultystyczno –satanistyczny sztafaż barokowej sekwencji jest ilustracją pierwotnego kobiecego żywiołu, w który wdrukowane jest nieustanne cierpienie zadawane kobietom przez mężczyzn.
Czytaj też:
Suspiria - Krwawy sabat
„Sweet Country”, reż. Warwick Thornton
Kino spełnione aktorsko, na wskroś etniczne, co nie powinno zaskakiwać, mając na względzie to, że także ten twórca wywodzi się z jednego z plemion reprezentujących rdzenną ludność Australii. Thortnon w umiejętny sposób łączy rozmaite kody kulturowe i konwencje gatunkowe, oferując widzowi dobrze rozpisaną historię, gdzie każdy element zajmuje należne mu w strukturze dzieła miejsce.
Czytaj też:
(Not so) Sweet Country
“Pięć palców dla Marsylii“, reż.Michael Matthews
Pokazywany wyłącznie na jednym pokazie festiwalu Afrykamera etniczny neowestern w sosie spagetti z wycieczkami w kierunku kina postapokaliptycznego, stanowi trafną społeczną diagnozę Republiki Południowej Afryki po apartheidzie.
Michał Kaczoń
„Wdowy”, reż. Steve McQueen
Steve McQueen i Gillian Flynn połączyli siły, aby pokazać na ekranie współczesną adaptację powieści (oraz serialu) Lyndy la Plante o trzech kobietach, które po tragicznej śmierci swoich mężów, muszą stanąć na wysokości zadania i same poradzić sobie z bałaganem, który pozostawili po sobie mężczyźni. Wciągająca, wyrazista historia z bohaterkami z krwi i kości oraz zwrotami akcji, które zaskakują na każdym kroku. Świetnie skrojony thriller, który wiele mówi też o współczesnym Chicago.
„22 lipca”, reż. Paul Greengrass
Film Greengrassa skupia się nie tylko na masakrze na Utoyi 22 lipca 2011 roku, ale przede wszystkim na konsekwencjach tragicznych wydarzeń na norweskiej wyspie. Reżyser przeplata historię ocalałych z procesem Andersa Breivika, pozwalając nam szeroko przyjrzeć się zmianom, które nastąpiły nie tylko w ludzkiej psychice, ale także w mentalności wszystkich mieszkańców. Intrygujący, wciągający, uwierający.
Czytaj też:
22 lipca - Paul Greengrass o zamachach w Norwegii
„Green Book”, reż. Peter Farrelly
Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, osadzona w latach 60., opowieść o niespodziewanej przyjaźni czarnoskórego pianisty Dona Shirleya (Maharshala Ali) oraz pracownika klubu nocnego włoskiego pochodzenia Tony’ego Vallelongi (Viggo Mortensen), jest niemal skrojona na miarę pod gusta Akademii Filmowej. Jest to film z ważnym przekazem; o wciąż aktualnej tematyce i silnym wątku sztuki, jako odtrutce na bolączki dnia dzisiejszego, który nie stroni też od subtelnego humoru, czy chwil dramatycznych.
Czytaj też:
Green Book - TIFF'18
„Spiderman: Uniwersum”, reż. Bob Persichetti, Peter Ramsey, Rodney Rothman
Szalona zabawa formą, moc odniesień zarówno do komiksów, jak i wcześniejszych filmów, piękna “historia początków” Milesa Moralesa oraz opowieść z wyraźnym przekazem, że każdy może zostać superbohaterem. Wybitna praca aktorska (Nicolas Cage!!), wariacja stylów animacji oraz dobrze dobrany zestaw różnorodnych gagów, sprawiają, że z seansu wychodzi się z szerokim uśmiechem na ustach i gromkim okrzykiem (znanym z innej świetnej animacji): “Ja chcę jeszcze raz!”.
„Tajemnice Silver Lake”, reż. David Robert Mitchell
Sam (świetny Andrew Garfield) kontra “tajemnicze zaginięcie sąsiadki”, które prowadzi go przez nieznane tereny Los Angeles. Przewrotny, niezwykle autotematyczny film, który jest także hołdem złożonym Hollywood, Miastu Aniołów, a także klasycznym produkcjom filmowym. Szalona zabawa, niespotykane teorie spiskowe, świetna ścieżka dźwiękowa i sympatyczny bohater, któremu chcemy kibicować, składają się na obraz jednego z bardziej nietuzinkowych, wciągających filmów tego roku.
Czytaj też:
Under the Silver Lake - Cannes 2018
NOTA BENE: Wiele z filmów z polskimi premierami w tym roku trafiło już na listę zeszłoroczną
Czytaj też:
Najlepsze Filmy 2017
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.